Śmierć kliniczna wydaje się być idealnym tematem na horror. Interesującym, i niebywale zagadkowym. Dziwię się więc, że jest to tak rzadko wykorzystywany motyw w tego typu filmach. Całe szczęście do kin zawitała „Linia życia”, która tej kwestii właśnie się podejmuje.
Śmierć kliniczna wydaje się być idealnym tematem na horror. Interesującym, i niebywale zagadkowym. Dziwię się więc, że jest to tak rzadko wykorzystywany motyw w tego typu filmach. Całe szczęście do kin zawitała „Linia życia”, która tej kwestii właśnie się podejmuje. Film pomimo interesującej tematyki nie jest dziełem sztuki, lecz nie jest także filmem złym. Prawda jest taka, że bardzo dobrze się na nim bawiłem. Film trzyma w napięciu, szczególnie na początku. Plusem także jest iż nie doświadczyłem żadnych strasznych głupot, jak to czasami bywa z typowo amerykańskimi filmami. Ale od początku.
Akcja dzieje się w czasach teraźniejszych. Główni bohaterowie to pięciu studentów medycyny, którzy chcąc odmienić świat postanawiają przeprowadzić badania na temat właśnie śmierci klinicznej, poprzez rejestrację tego co dzieje się w mózgu gdy serce przestaje bić. Brzmi ciekawie? I tak jest. Przez pierwszą godzinę seansu, siedziałem wprost z otwartymi ustami wpatrując się w ekran. Interesujące wizualizacje tego co dzieje się z bohaterami podczas ich śmierci, jak i oglądanie jej konsekwencji w późniejszym czasie. Bomba. Szkoda jednak, że druga połowa filmu już tak bardzo nie powala, gdyż zamienia się w typowy horror z definicji. Widać problem w pomyśle na doprowadzenie akcji do końca, przy czym może nasunąć się „to o co w końcu w tym wszystkim chodzi?”. Do tego stopnia, że tak naprawdę cała ta otoczka śmierci klinicznej do dalszego rozwoju akcji jest absolutnie niepotrzebna, gdyż miałem wrażenie że pierwsza i druga połowa to mogłyby być całkiem dwa różne gatunkowo filmy.
Z tego względu, iż jest to jednak typowo amerykańska hollywoodzka kinematografia, nie siliła się ona na żadne zagmatwane wątki i łatwo można domyślić się co, jak i dlaczego. Plusem takiego rozwiązania jest to, iż jest to idealny film na randkę, minusem – że jeśli szukasz tu czegoś nowego, to niestety nie tutaj. Horror po staremu, bez udawania że tworzy się go pod Oscara. A jak spisała się gra aktorska? Szczerze mówiąc, nijak. Aktorzy zagrali poprawnie, lecz również postacie przez nich grane nie są szczególnie interesujące i podczas seansu nie zbudowałem więzi z żadnym z bohaterów. Nikt nie wpadł mi w oko tak, żeby go tu specjalnie wymieniać, wszyscy byli sobie równi. Ot zagrane tak żeby nikomu nie podpaść w żaden sposób i żeby wyjść maksymalnie neutralnie.
Podsumowując, bardzo mocne 6/10. Głównie ze względu na początek, który był strasznie ciekawy i trzymał w napięciu że aż wciskało w fotel. Słabsza druga połowa także dawała radę, bohaterowie jak i aktorzy zadowalający. Ot kolejny horror jakich wiele, lecz wystarczający gdy masz ochotę go obejrzeć razem ze znajomymi przy chipsach i zimnej coli. Bardzo dziękuję również kinowi Helios za zorganizowanie mi wejścia na film jako recenzenta. Zdecydowanie mocną stroną tego kina jest dźwięk, gdyż uważam że znakomicie wpływa na wrażenia z seansu.
Zdjęcia: materiały promocyjne filmu